Jest tego trochę w Dublinie. Całego Dublina nie byłem w stanie objechać, ale wpadło mi w oko muzeum Patricka Pearce na obrzeżach i dobry kawałek dalej park, zapomniałem Marlay Park. Z niego jest ciekawe wejście na Mount Killmashogue. Kilka razy ją złoiłem i od strony Ticknock Forest i od strony Killmashogue line. Gdzieś tam po drodze są menchiry, ale ich nie znalazłem.

Oj kusi, kusi, heeeeeej ... Do Wicklow miałem ochotę, ale nie dałbym rady dojść bo to wycieczka na cały dzień, jeśli nie dłużej, za mało czasu. Ale w Irlandii spotkałem kilkoro rodaków którzy doskonale wiedzieli co robić na zielonej wyspie. Chyba to był 2004 czy jakoś tak. Poszedłem na Kilmashogue i spotkałem dwu budowlańców z Bielska. Zbierali grzyby. Chyba maślaki tam były. Pogadalim i poszlim każdy w swoją stronę. Skarżyli się że każą im pracować nawet jak pada. Za kolejnym razem spotkałem dziewczynę i chłopaka który pracował w sklepie sportowym. Ten opowiadał o neolitycznej mentalności Irlandczyków, coś w rodzaju latynoskiego maniana. Chodzili sobie po górkach.

Heeeeeeey ...